Zależy of korpo, ale fakt, w kancelariach bywa hardcore 🙂 Ja sam na własne życzenie doprowadziłem się do takiego stanu, nikt mnie do niczego nie zmuszał, moja wyłączna odpowiedzialność: wtedy nadwaga, papieros odpalany od papierosa, galony kawy, codziennie wiele godzin w samochodzie, sen parę godzin na dobę itd. Chciałem ci powiedzieć Lyrics. [Refren] Bo dzisiaj chciałem Ci powiedzieć, że: W sumie to nie wiem czy to ma sens. Te twoje oczy wyznaczały cel. Dzisiaj krążę po mieście, nie wiem czego Poukładał sobie wiele rzeczy w głowie i zdecydował, że mimo wszystko chce identyfikować się jako członek Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. To był jego wybór, bardzo świadomy. Zdecydował, że ważniejsza jest dla niego relacja z Bogiem. Nikt go do tego nie zmuszał. To bardzo trudna sytuacja i duży test. Miałam wielki żal do dziadków, że po wypadku, w którym zginęła moja mama, nie wzięli mnie do siebie. Kto był moim ojcem, nie miałam pojęcia. Dziadkowie też tego nie wiedzieli i właśnie dlatego nie chcieli znać ani mamy, ani mnie. Zawzięci byli, nigdy nawet mnie nie odwiedzili, po prostu udawali, że ich wnuczka nie istnieje. Ja Wmawiali mi, że sam tego chciałem. EWA CZAPKOWSKA. 25 sierpnia 2004, 22:25 Podobnej bzdury w życiu nie słyszałem! - denerwuje się mieszkaniec Rzeszowa. Zacząłem cicho podśpiewywać, bo nic lepszego w najbliższym czasie mnie nie czekało. Przez całą drogę zabrzmiało mnóstwo piosenek, które znałem. Co jakiś czas było słychać Alec'a, Glaive'a, Chase Atlantic, The Neighbourhood, Arctic Monkeys, Darci i Wilbura, oraz moje marne podśpiewki. . fot. Adobe Stock Poznałem Danutę na jakiejś wiejskiej zabawie. Niewiele pamiętam, bo za dużo wypiłem. Podobno siedziałem przed wejściem na dworze bez kurtki, a była styczniowa noc i Danka przestraszyła się, że zamarznę. Nie miałem siły wejść po schodach na górę, więc wsadzili mnie z jakimś chłopakiem do samochodu i przykryli pokrowcem od siedzeń. Widzieliśmy się później kilka razy. Powtarzała mi wtedy, że nie jestem zły, tylko powinienem skończyć z piciem, bo to mnie kiedyś zgubi. Pomyślałem, że to miła dziewczyna, choć niezbyt urodziwa. Za którymś razem wylądowaliśmy w łóżku. Danka twierdziła, że się mną zajmie i udowodni mi, co to prawdziwa miłość, że przy niej zrozumiem, że nie warto pić. Śmiać mi się z tego chciało, ale co tam, najważniejsze, że miałem kobietę w łóżku. Niestety, kilka tygodni później oznajmiła mi, że jest w ciąży. Byłem wściekły, że złapała mnie na dziecko. Nie traktowałem jej poważnie. Po prostu, trafiła się, to się z nią przespałem. Nie chciałem się żenić, bo szkoda mi było wolności i spotkań z kumplami. – Jeśli nie chcesz, trudno, sama wychowam dziecko – stwierdziła. – Najgorsze, że nie skończę szkoły, a tylko niecały rok mi został do dyplomu pielęgniarskiego. – No i dobra, co z ciebie za pielęgniarka, jeśli nie wiesz, jak spać z chłopem, żeby brzucha nie mieć – odparłem. Koledzy przetłumaczyli mi również, że z powodu ślubu wcale nie muszę zmieniać swego życia, a mogę mieć jeszcze lepiej. – Baba jak baba, dobra jak każda inna, może niezbyt ładna, ale uległa, na żonę w sam raz. Będziesz miał ciepły obiad, wyprasowane ciuchy i kobietę do łóżka. Po ślubie postawiłem sprawę jasno: – Urodzisz dziecko i pójdziesz do roboty, bo ja nie mam zamiaru cię utrzymywać. Urodziła się nam córka, Klaudia. Byłem zawiedziony, że to nie chłopak. Danka zatrudniła się w szpitalu jako salowa. Pracowała na zmiany i zajmowała się domem. Dziecko zostawiała u swojej matki. Ja wracałem z warsztatu, zjadałem obiad i wychodziłem spotkać się z kolegami. Umawialiśmy się w pubie, a latem kupowaliśmy alkohol i szliśmy z butelkami do parku. Tam w cieniu drzew piliśmy i graliśmy w karty. – Znowu wychodzisz do nich. Nie mógłbyś posiedzieć z nami, zająć się trochę Klaudią? – prosiła. – Cicho bądź, rób to, co do ciebie należy – krzyczałem, pokazując palcem na garnki. Kumple byli dla mnie najważniejsi. Słuchałem tego, co mówią, a gdy dostałem wypłatę, byłem dla nich bardzo hojny. Byłem okropnym mężem. Wprawdzie nie robiłem awantur i nie biłem Danki, ale robiłem jej chamskie wymówki. Lubiłem jej dokuczać. – Jesteś ślepa i brzydka, nadajesz się akurat do wynoszenia nocników i podcierania tyłków w szpitalu – mówiłem. – To czemu się ze mną ożeniłeś, przecież nikt cię nie zmuszał? – pytała. – Z litości. Nikt by cię inny nie chciał. Poza tym miałem nadzieję, że urodzisz mi syna. Po raz pierwszy zastanowiłem się nad swoim postępowaniem, gdy leżałem w szpitalu – szedłem pijany drogą i potrącił mnie samochód. Danka odwiedzała mnie codziennie, przynosiła jedzenie i gazety. – Taka żona to skarb, niebrzydka i tak o pana dba – pozazdrościł mi pacjent z sąsiedniego łóżka. Pomyślałem ze wstydem, że ma rację, ale przyznać się do tego głośno nie miałem odwagi. Po wyjściu ze szpitala czekała mnie długa rehabilitacja. Dużo czasu spędzałem w domu. Przez dwa miesiące żyliśmy jak szczęśliwa rodzina. Odkryłem, że mam fajną córeczkę, polubiłem nawet zabawy z nią. Poprawiły się też moje relacje z Danką, która znowu zaszła w ciążę. – Widzisz, jak może być dobrze, gdy nie pijesz i jest normalnie między nami? – cieszyła się. – Teraz już zawsze tak będzie, obiecuję – powiedziałem z pokorą. Niestety, tak było tylko do czasu, gdy urodził się Wiktorek, mój upragniony syn. Musiałem przecież wypić pępkowe ze swoimi kumplami. – Nie spotykaj się z nimi – prosiła mnie Danusia z łzami w oczach. Wszystko zepsujesz, oni mają na ciebie zły wpływ. – Tylko parę piw i wracam do domu – tłumaczyłem jej. Niestety, koledzy znów przeciągnęli mnie na swoją stronę. – Hej, chłopy, Sławek zmienia brudne pieluchy i miesza w garnkach, baba go wzięła pod pantofel – zaśmiewali się. Wróciły dawne czasy. Kończyłem pracę, zjadałem obiad i wychodziłem do koleżków. Któregoś wieczoru, gdy wracałem do domu pijany samochodem, wjechałem w idącą poboczem grupę młodzieży. Jedna dziewczyna zmarła na miejscu, a chłopak leżał kilka tygodni w szpitalu. Dostałem wyrok – 5 lat pozbawienia wolności. Miałem bardzo dużo czasu, aby przemyśleć swoje dotychczasowe życie. Żałowałem, że zmarnowałem tyle lat na picie, że zaniedbywałem dzieci i żonę, która ciągle przy mnie trwała. Danka z początku odwiedzała mnie w więzieniu. Przynosiła paczki z jedzeniem i papierosami. Mało rozmawialiśmy, bo co mogłem jej powiedzieć. Bolało mnie serce, gdy widziałem jej smutne oczy. Bolała mnie świadomość, że tylko ona trwała przy mnie w moich najtrudniejszych chwilach, że odwiedzała mnie nawet tu, choć wcześniej byłem takim zimnym draniem. To uczucie stanowiło dla mnie większą karę niż sam pobyt za kratami. Nie chciałem już niczego jej obiecywać, zresztą, ona i tak już mi nie wierzyła. Przyrzekłem sobie jednak, że jak tylko wyjdę z więzienia, to wynagrodzę jej te lata, gdy cierpiała przeze mnie. Po roku pobytu w zakładzie karnym dostałem od żony list. Napisała, że wyjeżdża za granicę do pracy. Ktoś pomógł jej załatwić etat salowej w Anglii w domu starców. Dziećmi miała przez ten czas zajmować się jej matka. Nie podobał mi się ten pomysł. Czułem, że moje nadzieje na ratowanie naszej rodziny się rozwiewają, a ja tak chciałem pokazać swojej żonie, że potrafię być dobrym mężem i ojcem. Musiałem wyjechać w zupełnie obce strony, gdzie nikt nie znał mojej przeszłości, aby znaleźć sobie pracę. Kiedy wreszcie urządziłem się jakoś, wziąłem w pracy zaliczkę, aby kupić dzieciom trochę drobiazgów i pojechałem do teściów zobaczyć Klaudię i Wiktorka. Niestety, znów przeżyłem rozczarowanie. Okazało się, że moja żona zabrała dzieci i wyjechała z nimi na stałe do Anglii. Podobno nieźle jej się tam powodzi, najpierw sama się urządziła, a potem wróciła po córkę i syna. Napotkany przypadkowo znajomy, z którym piłem w dawnych czasach wódkę, powiedział mi, że Danka to teraz inna kobieta. Elegancka, zadbana, i pewna siebie. – Nie rób sobie chłopie obciachu i wcale do niej nie startuj – poradził mi. – Nie pasujesz do niej. Kilka lat temu ten sam koleś wmawiał mi, że taką brzydką i głupią babę jak moja trzeba krótko trzymać, bo musi wiedzieć, gdzie jej miejsce. Zrozumiałem, że nie uda mi się uratować mego małżeństwa. Danka dawała mi kilka razy szansę, ale ja zawsze ją zmarnowałem, a teraz jest za późno. Chcesz podzielić się z innymi swoją historią? Napisz na redakcja@ REKLAMA Więcej listów do redakcji: „Teściowa to hetera, która ciągle mnie krytykuje i poucza. W uszach mam tylko jej ciągły jazgot”„Nasza miłość przetrwała życiowe burze, a pokonały ją drobne nieporozumienia. Mąż odszedł bez wyjaśnienia”„Mąż zdradził mnie z moją przyjaciółką, a ja postanowiłam, że już zawsze będę sama. Życie zdecydowało inaczej...” nikt cię nie zmusza do Definicja w słowniku polski Przykłady – Nie, Evo, mówię tylko, że nikt cię nie zmusza do dołączenia do tej grupy. - Przypominam, że nikt cię nie zmuszał do wybrania tego zawodu - rzuciła, odwracając się do niej plecami. Literature – Nikt cię nie zmusza do tego, abyś tu mieszkał. Literature Nikt cię nie zmuszał do przyznania się. Nikt cię nie zmusza do tego. Nikt cię nie zmusza do nastawiania budzika ani zrywania się rano. Literature Nikt cię nie zmusza do czytania tego bloga, MadMabel! Literature Nikt cię nie zmusza do przychodzenia tutaj. Nikt cię nie zmuszał do chrztu. Nikt cię nie zmuszał do chrztu opensubtitles2 Nikt cię nie zmuszał do rozmowy z NUMA Literature Nikt cię nie zmuszał do pracy tutaj. – wysyczałam. – Nikt cię nie zmuszał do robienia tych wszystkich rzeczy. Literature - Nie, Evo, mówię tylko, że nikt cię nie zmusza do dołączenia do tej grupy. Literature Nikt cię nie zmusza do oddania iPada. – Nikt cię nie zmuszał do pojedynku, Haynesworth. Literature Nikt cię nie zmusza do rozmowy ze mną opensubtitles2 - Nikt cię nie zmusza do współpracowania ze mną. Literature Dostępne tłumaczenia Autorzy Fot. YouTube Walka wieczoru gali KSW 62 jest rozczarowaniem dla wielu kibiców. Znaczna większość jednoznacznie stwierdza, że starcie Szymona Kołeckiego z Akopem Szostakiem jest krokiem w tył dla byłego sztangisty. Do starcia dojdzie 17 lipca na gali w Warszawie. Dla Kołeckiego będzie to 11 walka w karierze. Fighter wygrał 9 razy, w tym 8 przed czasem. Aż 7 razy kończył walkę już w pierwszej odsłonie. Pokonał takich rywali jak Mariusz Pudzianowski, Damian Janikowski, czy weteran Martin Zawada. Na tym etapie kariery starcie z Akopem Szostakiem nie jest więc dużym wyzwaniem. Kołecki wyjaśnia jednak, że takie zestawienie mu odpowiada i z każdą kolejną walką nie musi podnosić sobie poprzeczki. Kołecki wyjaśnia, dlaczego zawalczy z Szostakiem: W rozmowie z przyznał, że nie jest to trudny rywal, jednak za starcie dostanie naprawdę duże pieniądze – W ogóle uważam, że pewnie poza dwoma nazwiskami w polskim MMA nikt z żadnej kategorii wagowej w Polsce by tego zestawienia nie odmówił, gdyby dostał taką wypłatę, jaką ja dostaję. Pomiędzy zawodnikami istnieje także konflikt, który trwa od kilku lat i zostanie wyjaśniony w klatce. W wywiadzie dla portalu Sportowe Fakty Kołecki oświadczył, że przyjął walkę z trzej powodów: – Jestem zawodowcem, czekam na występ od pół roku, mogę wyjść, stoczyć ten pojedynek i przetestować w praktyce to, co robię na treningach. Poza tym to jest moja praca. I jest jeszcze jeden powód, który sprawia, że ta walka ma sens, mogę się rozliczyć z przeciwnikiem za te wszystkie niewybredne słowa, które wygadywał pod moim adresem. – Dostałem kilka propozycji rywali, zaakceptowałem wszystkich, a zdecydowała jak zwykle organizacja. To nie jest mój wymarzony rywal, ale też nikt mnie do walki z nim nie zmuszał. Są trzy powody, które mnie przekonały: sam występ, finanse i możliwość utarcia Akopowi nosa za te komentarze. Darmowy zakład na walkę Szymon Kołecki vs Akop Szostak Według bukmacherów ogromnym faworytem nadchodzącej walki jest oczywiście bardziej doświadczony Szymon Kołecki. Jego rywalowi eksperci nie dają najmniejszych szans: Kurs na zwycięstwo Kołeckiego – Kurs na zwycięstwo Szostaka – Rejestrując się u bukmachera STS – TUTAJ – Otrzymasz 29 złotych darmowego depozytu oraz zakład bez ryzyka do 200 złotych. –> Darmowy zakład na KSW 62 <– Źródło: Sportowe Fakty / MyMMA Od lat prawdziwy fan piłki nożnej. Od 11 roku życia trenuję boks, który jest moim hobby. W wolnym czasie podróżuje. Ulubiony kierunek? Włochy i Francja, ale przede wszystkim uwielbiam wspinaczkę górską i polskie Tatry. Synowie wielkich piłkarzy niejednokrotnie próbują iść w ślady sławnych ojców. Wychodzi bardzo różnie: Erling Haaland jest na najlepszej drodze, by po wielokroć przebić ojca, Paolo Maldini nie musiał mieć żadnych kompleksów przed Cesare, ale taki George Weah Jr mimo szkolenia w PSG nie osiągnął nic, Enzo Zidane zamiast rządzić Królewskimi, kopie się w Polsce ciekawym przypadkiem jest rodzina Domarskich. Rafał, syn strzelca legendarnej bramki na Wembley, był nawet w pewnym momencie rewelacją ligi i miał ofertę z Legii Warszawa. Niestety, jego karierę w wieku 24 lata poskładały tym czy cień sławnego ojca pomaga czy przeszkadza. O tym jak jego tata próbował ujmować presji, ale też zaszczepiać odpowiedzialność. O Stali Mielec z czasów, gdy organizacyjnie nie trzymało się tam kupy nic, o walce o piłkę, o kryzysie, gdy nie mógł jej już więcej DOMARSKI: Mecze taty znałem z telewizji. Jak mnie zaczęła interesować piłka, tata był już w Chicago, grając w tamtejszej Wiśle. Wszystkie decyzje, że idę na piłkę, na treningi do Stali Rzeszów, podejmowała było dorastać z ojcem na odległość?Na pewno, widywałem go w TV. Brakowało go, ale taki miał zawód, rozumiałem to. Przynajmniej raz w tygodniu były rozmowy telefoniczne, widywaliśmy się na święta, czasem wracał na tydzień, czasem na miesiąc. Wtedy, gdy był w domu, chciałem z nim spędzać każdą pan od taty jakiś prezent z Ameryki, który był chlubą dzieciństwa?Dostałem dres Adidasa z Wisły Chicago, mam do dzisiaj jego zdjęcia. Dostałem też korki pomarańczowe, spałem w nich nawet. U nas jeszcze długo takich nie pierwszy raz zobaczył pan bramkę taty na Wembley?Przy okazji jakiejś rocznicy. Minęło parę lat nim uświadomiłem sobie jak ważną bramkę tata odczuwalny ten cień taty za pana plecami?Tak, cały czas. Czy w szkole, nawet nauczyciele i dyrekcja, czy stawiając pierwsze kroki w piłce, wszędzie gdzieś odczuwało się: a, to ty jesteś synem Jana czy przeszkadzało?Do pewnego czasu było to miłe. Człowiek był i jest dumny z osiągnięć ojca. Ale w niektórych momentach nie pomagało. Może łatwiej było nawiązać mi kontakt z ludźmi, łatwiej było coś załatwić, ale zawsze było też porównanie. Byłem ledwie trampkarzem, a na każdym kroku czułem, że oceniają mnie przez pryzmat ojca. Ciężko mi z tym było początkowo. Zagrałem dobrze, strzeliłem, a i tak słyszałem:– A, ty to syn Jana Domarskiego? Ojciec jest się czasami, jakby każdy próbował mi wrzucić kamyczek do ogródka. Później uświadomiłem sobie, że nie mam na to wpływu, że tak będzie zawsze i jedyne co mogę zrobić, to się z tym byłem już zawodowcem, żartowałem z tego. Na przykład na kolejne pytanie dziennikarza odpowiadałem:– Jestem zdecydowanie też taka historia w Stali, że rzeszowski dziennikarz zaszedł mi za skórę. W tamtych czasach w gazecie, w której pracował, podawano wyniki z najróżniejszych lig. Dziennikarze wiedzieli, że ja i tata chodzimy na mecze, że wiemy co w trawie piszczy. Jak takiego zapamiętałem ze złej strony, wiedziałem, że na meczu nie był, podawałem mu zły wynik i tak szło to do koledzy z szatni jak do pana podchodzili? Problemem synów znanych piłkarzy jest często to, że według towarzyszy z boiska są forowani. Sebastian Mila, nawet gdy dostał powołanie do kadry juniorskiego rocznika, słyszał tylko: a, bo jesteś synem dawali tego poznać po sobie, ale dochodziły do mnie takie głosy, że jest mi łatwiej, że jak jest turniej, a ja dostaję nagrodę dla najlepszego zawodnika, to wielu pod nosem mówi niejedno. Jedyne co mogłem zrobić, to w następnym meczu i następnym turnieju udowodnić, że na nagrodę zasłużyłem. Bolało czasami, ale z każdym dniem byłem w domu presja, by został pan piłkarzem?Nigdy. Ze strony ojca nie było żadnego pan alternatywny pomysł na życie czy zawsze liczył się tylko futbol?Nie miałem dylematu, nic innego mnie nie interesowało. Boisko było dla mnie wszystkim. Ale początki nie były łatwe, ponieważ w momencie, kiedy byłem rocznikiem komunijnym, wpadłem pod auto. Graliśmy na podwórku – wtedy grało się „na ławkach” – piłka przeleciała na drugą stronę, ja nie patrząc pobiegłem za nią i stało poważne złamanie nogi. Wdała się też gangrena. Było zagrożenie amputacji. Wyciągnięto mnie ze szpitala w Rzeszowie i ratowali mnie w Piekarach Śląskich. Czekało mnie 9-12 operacji. Dziewięć miesięcy spędziłem bez rodziców. Na oddziale był zakaz ich wstępu, tylko wizyty gościnne. Pamiętam zazdrość, bo inne dzieci, jak pochodziły z Piekar, to chociaż rodzice podchodzili pod okno i jakiś ten kontakt codzienny jednak był. Ja widywałem swoich może raz na tydzień, robiliście dziewięć miesięcy na oddziale?Mieliśmy normalnie szkołę, nauczyciele przychodzili na oddział. Poza tym dużo graliśmy w karty. Na mundial w Hiszpanii dostałem od taty mały czerwony telewizorek. To była wielka radość. Pamiętam, była na oddziale duża dyscyplina, o 21 zaczynała się cisza nocna, ale ordynator pozwolił mecz z Peru, który zaczynał się później, obejrzeć ze starszymi się pan czuł, gdy pierwszy raz po wyjściu ze szpitala zagrał mecz?Radość duża, ale i kłopoty. W nodze zbierała się ropa. Owijałem ją bandażem, żeby trener nie widział. Czasami nie mogłem zginać nogi. Tak to się objawiało, co trzy miesiące, co pół roku, wykwitała ropna gała i musiałem iść do szpitala, gdzie zakładali mi drenaż. W końcu pewien lekarz powiedział mi, że muszę wzmocnić nogę. Zacząłem więc dodatkowo biegać. Wstawałem z samego rana, przed szkołą, by zrobić przebieżkę. Poza tym również rower, boisko… I faktycznie, to pomogło. Choć wątpię, by tamten lekarz był takim optymistą, gdybym mu powiedział, że chcę uprawiać sport wyczynowo. Chciał raczej bym normalnie którym momencie pana tata wrócił z USA do Polski?Jak byłem w trampkarzach. Ojciec przychodził na wszystkie moje mecze. To było bardzo mobilizujące. Nigdy nie zasiadał gdzieś blisko, często siedział sobie w samochodzie i stamtąd oglądał, ale ja zawsze go widziałem. Podpowiedzi nie było, chyba, że tego chciałem. Dopiero jak go spytałem, wtedy ocenił. Ale starał się ujmować mi ojca, która zapadła panu w pamięć?Najbardziej zapadł mi w w pamięć… jej brak. Gdy miałem swój najlepszy sezon w Mielcu, skontaktowała się ze mną Legia Warszawa. To był sezon 94/95, czas Legii idącej na mistrza, później grającej w Lidze Mistrzów. Nie byłbym rzecz jasna pierwszym napastnikiem, raczej trzecim, młodym uczącym się, ale jednak w bardzo mocnej telefon z informacją, że jest zainteresowanie, zapytali, czy mogą do mnie przyjechać, oczywiście zgodziłem się. Sytuacja była postawiona tak, że mam dwie godziny na decyzję i jeśli jestem na tak, od razu jadę na zgrupowanie. Wtedy zadałem ojcu pytanie: co mam robić? Czy zostać jeszcze w Mielcu, gdzie wszystko się układało? On odpowiedział:– Synu, to twoje życie i twoja decyzja. Żebyś kiedyś nie mówił, że podjąłem ją za ciebie i zrobiłem to w Mielcu. Uznałem, że mam jeszcze czas. Jak dziś przyjechali, to czemu mają nie przyjechać też jutro, za pół roku, za rok, gdy będę gotowy? Zależało mi też, żeby odpłacić się Stali, która wyciągnęła mnie z Rzeszowa i dała zagrać w Ekstraklasie. Ale pewne szanse pojawiają się raz w życiu. Przez pewien czas byłem nawet zły na tatę, że tak mi powiedział, ale po latach zrozumiałem, że miał rację. Uczył mnie odpowiedzialności za życiowe wybory. Każdy ma swoje życie, nikt go za nas nie przeżyje, nawet jeśli popełni błędy, to lepiej, żeby były własne niż pan czasem tej decyzji?Żałować to za mocne słowo. Ale myślę, że jakbym miał drugą szansę, to bym podjął inną decyzję. Może nawet jakbym miał 2-3 dni na przemyślenie wtedy wszystkiego, też bym podjął inną jakaś porada życiowa, którą jednak pan otrzymał i zapadła w pamięć?Być sobą. Nie udawać kogoś, kim się nie piłkarsko często pana warsztat był szlifowany z tatą?Nigdy nie powiedział mi co zmienić, ani co ulepszyć, chyba, że otwarcie o to spytałem. Najczęściej jednak powtarzał:– Synu, jeśli uważasz, że dałeś z siebie wszystko, to jest dobrze. Ale jeśli czułeś, że zrobiłeś coś źle, to więcej tego nie jak żywcem z Kazimierza przy jakiejś okazji narzekałem:– Tato, tyle człowiek daje z siebie, a nie zawsze są Synu, wybrałeś sport drużynowy. Nie zawsze indywidualnie będziesz usatysfakcjonowany. Dużo może być czynników, że akurat nie będzie sukcesów. Ale ty masz zawsze mieć poczucie, że dałeś co tylko mogłeś, że nie masz do siebie pretensji. Jeśli wracasz do domu i czułeś, że mogłeś dać więcej, ale tego nie zrobiłeś, rezygnuj ze pan wychowankiem Stali Rzeszów, tu debiutował w seniorskiej ze swoją klasą szkolny turniej, dostaliśmy zaproszenie do Stali, tak to już poszło. Pamiętam, że debiutowałem w Stali jako nastolatek, od razu w pierwszym składzie. Była taka sytuacja, że trener Zbigniew Gnida zwołał chłopaków z zespołu i pytał w szatni wprost, bo sam miał dylemat.– Chłopaki, albo młody, albo mnie było zaskoczeniem, że zrobił to przy wszystkich. Ale zespół tego dnia postawił na młodego, czyli na mnie. Strzeliłem i wygraliśmy, wydaje mi się, że był to mecz z Borutą Zgierz. Gdybyśmy nie wygrali, trener Gnida nie odzywałby się przez trzy dni do nikogo, nienawidził podjęła pana szatnia? Wtedy stosunki między starszyzną a młodymi były w stali taki trener bramkarzy, Mieczysław Kruk. Bardzo pomagał młodym. Przyszliśmy przed treningiem, to mówił:– Chodźcie chłopaki, szliśmy na bramkę, która stała na piasku, specjalne miejsce do treningu bramkarzy, a tam strzelaliśmy na przykład pierwszemu bramkarzowi, co dla juniora było przeżyciem. W Stali było też fajne, to że zawsze najlepszych sześciu juniorów dostawało „awans” na środową gierkę z seniorami. Tu jak wpadłeś w oko, miałeś szansę przyjść na kolejny trening. Działało Stanisława Skiby Stal Rzeszów miała ogromną szansę na awans do Ekstraklasy, choć na finiszu nie dostawaliśmy już żadnych pieniędzy, a trenowaliśmy sami. Ta bieda i kłopoty jednak nas spajały, byliśmy monolitem, kto nie miał, to zawsze od kogoś pożyczył. Pamiętam, graliśmy z Siarką, a w tym czasie Resovia z Jagiellonią. Brakło nam, że tak powiem, sąsiedzkiej pomocy, jakby Resovia urwała z osobami z tamtego sezonu, czy to piłkarzami Widzewa, czy trenerem Boruty Zgierz. To był dziwny sezon i dziwna spraw jest niewyjaśnionych do dziś. Szkoda, że to się tak potoczyło. Gdyby Stal awansowała, również pewnie część chłopaków z Resovii dostałaby szansę w Ekstraklasie. Finisz bardzo bolał, szczególnie biorąc pod uwagę jak mecz Resovii wyglądał. Straciły na tym oba kluby – za rok oba spadły. Jak poszedłem do Stali Mielec, to gdzie nie jechaliśmy w Polskę, wszyscy się z Rzeszowa śmiali. Pytali: jak można było w jednym roku mieć dwa zespoły walczące o Ekstraklasę, a w drugim dwóch spadkowiczów? Mówiono: rzeszowskie kluby sobie nie pomogły, no to oba pan, gdy akurat doszło do niecodziennej sytuacji: pan grał, a pana tata Stal prowadził. To zawsze budzi pytania, gdy ojciec z synem są w jednej było niezręczne. Aczkolwiek ojciec to dla Stali żywa legenda, miał wielki szacunek w szatni, nikt więc problemów nie robił. Była taka sytuacja w końcówce sezonu, dostaliśmy karnego. W przypadku pudła spadalibyśmy już wtedy, gol przedłużał nasze szanse. Przyszedł do mnie starszy kolega, który był wyznaczony do strzelania:– Młody, twój ojciec jest trenerem, legendą. Jak nie strzelisz, najwyżej cię wyrzucą. Mnie stanąłem do strzelania. Czułem tę presję, do dziś nie pamiętam samego momentu strzelania – wiem tylko, że trafiłem, ale niestety na koniec to się na tak wiele nie ze Stali Mielec była wybawieniem od trzeciej ligi czy miał pan inne oferty?Kluby na Podkarpaciu były biedne, mecze kontrolne graliśmy między sobą. Parę bramek udało się strzelić czy to Siarce czy Stali Stalowa Wola. W pewnym momencie dochodziły mnie głosy z Mielca i właśnie Stalowej Woli. Co najśmieszniejsze, była wtedy też komisja WKU. Pamiętam komentarze komisji, nie pamiętam czy to był chorąży, któryś z tych panów w każdym razie:– Domarski, bo tu już czeka na ciebie Śląsk i Legia. Decydujcie ja wybrałem studia, poszedłem na AWF. Kluby w tym czasie ostro negocjowały, Stal Rzeszów nie chciała mnie puścić, pierwsze sześć kolejek przesiedziałem na chciał pan iść skrótem do Śląska czy Legii?W głowie miałem to, że jestem Rafał Domarski, w wieku 17 lat debiutowałem w Stali Rzeszów, że sobie radzę, że jestem dobry. Byłem wyrobiony kondycyjnie, koledzy zawsze się śmiali, że można orać mną boisko. Jak mam iść w górę, to poradzę sobie sam, bez szatniach wówczas była ciut inna kultura, nie królował jarmuż jak że po wygranych meczach piwko się znalazło. Wychodziliśmy razem z żonami, z dziewczynami, na dyskoteki. Dzisiaj ciężko powiedzieć jak by to wyglądało. Nikt nie przesadzał, moja obecna żona czasem się denerwowała, że wcześnie kończymy zabawę, bo jutro mam trening, a przecież jeśli współczesny piłkarz zrobiłby podobnie, jedno zdjęcie wyjęte z kontekstu i mógłby mieć Stali Mielec trenował pan u Franza facet. Na pewno wtedy gorzej po polsku mówił, śmialiśmy się, że mamy zagranicznego trenera. Kładł nacisk na zaangażowanie, agresję, był mistrzem motywacji i dawał dużo swobody na boisku. Kiedyś nie dostawaliśmy jakiś czas pieniędzy i planowaliśmy strajk. Ugadywaliśmy to w szatni, po sąsiedzku była trenerska pakamera. Ściany z tektury, trener wszytko słyszał. Wpadł i zapowiedział:– Za pięć minut macie być na Nic więcej. Byliśmy na boisku za 3,5 minuty. A potem, po tym treningu, poszedł, wstawił się za nami, powalczył o nas i wywalczyliśmy w tamtych czasach powstało powiedzenie „organizacyjnie Stal Mielec”.Gdy mieliśmy problemy finansowe, zawsze w razie czego mógł pomóc zakład PZL. Jakoś swoimi kanałami klub pożyczał. Ale w momencie, gdy pojawił się Thomas Mertel, dyrektor zakładu powiedział:– Jeśli ten pan przejmie klub, nic już od nas nie zaufano bez zbadania co to za człowiek i zaczęły się wizje roztoczył?Złote góry. Potęga, Liga Mistrzów. Pojechaliśmy do Norymbergi na zgrupowanie. Mertel powiedział, że nas ubezpieczy u tamtejszych fachowców. Wchodziliśmy do gabinetu, lekarz stukał w kolano i wypuszczał. Potem Mertel pokazywał papiery, że nas na sto milionów ubezpieczył. Jak przyszło do kontuzji, nie było tego widać. Już podczas tamtego wyjazdu było widać, że coś jest nie tak. Jego firma to był pokój dziesięć na dziesięć, jedno biurko. Miał kontakty, więc na pierwsze mecze jeździliśmy wypasionym autokarem. Takiego wtedy w Polsce chyba nie miał nikt, bo był to autokar… FC Nuernberg. Rozkładane fotele do spania, z tyłu pokój do analizy, barek, w barku również piwo. Była taka sytuacja, że wracaliśmy z Gdańska, a kierowca po odstawieniu nas od razu jechał do Norymbergi, bo rano ta gdzieś jechała. Później i to się skończyło, jeździliśmy starym Ikarusem, takim jak była ówczesna szatnia Stali Mielec?Na pewno miałem do niej łatwe wejście, bo przeszedłem tutaj z chłopakami z Rzeszowa – Pawłem Klocem, Ryszardem Federkiewiczem, Januszem Czyrkiem. Środowisko mieleckie bardzo mi pasowało, do dzisiaj wspominam je z sentymentem. Do grania świetni piłkarze – Janusz Kaczówka czy mój partner z ataku Boguś Cygan. Na Bogusia można się było czasem powkurzać, że nie biega, ale żartowaliśmy, że jak Boguś jest w składzie, to zaczynamy od 1: sezonie 94/95 strzelił pan dziewięć bramek. Dobry rezultat jak na młodego piłkarza, było wtedy o panu głośniej?Wtedy właśnie, w trakcie, była oferta z Legii. Jakiś czas później interesowała się mną Amica Wronki. Nawet byłem już dogadany, miałem tylko podpisać kontrakt, spakowałem walizki. Grzesiu Lato pracował we Wronkach jako trener, przyjechał po mnie samochodem. Mówi:– Rafał, poczekaj, jeszcze w klubie mam coś do załatwienia i i wyjmuje mi walizki.– Rafał, jednak jedziesz do były czasy, piłkarz nie miał wiele do powiedzenia. Żałowałem, Amica była o wiele stabilniejszym klubem niż Hutnik, który zaraz spadł. Trafiłem do trenera Kasalika, z którym jak pojechaliśmy na zgrupowanie, to dzień w dzień biegaliśmy po górach. Wywoził nas autokarem na drugą stronę i trzeba było wracać w mocnym tempie na obiad. Raz już mieliśmy tego dość i wpadliśmy na genialny pomysł: zrobimy skrót. Tak ten skrót wyglądał, że wróciliśmy przemarznięci na zapadał w pamięć z tamtej szatni Hutnika?Łukasz Sosin zaczynał, wtedy jeszcze grał jako obrońca, przestawił go bodaj dopiero Romuald Szukiełowicz. W bramce stał Siergiej Szypowski. Na ataku Moussa Yahaya, jeden z ciekawszych zawodników z zagranicy, jacy trafili wtedy do Moussa potrafił znał języka, miasta, to czasem i zaginął (śmiech).W Hutniku pana przygoda z piłką się skończyła. Tydzień do ligi, ostatni sparing. Starcie z Markiem Bajorem, wydawało się, że to nic wielkiego. Miał być krótki zabieg w Piekarach. Przebudziłem się po zabiegu, doktor wziął mnie na rozmowę i mówi, że ma dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że operacja się udała, zła jest taka, że nie będę już grał w mu pan?A skąd. Nie mieściło mi się to w głowie. Walczyłem do końca, parę miesięcy trenowałem, próbowałem wrócić. Niestety zdrowia się nie oszuka, a na pół gwizdka nie miało to sensu. Jeszcze dałem się namówić na chwilę dla Struga po znajomości, pomogłem w barażu o III ligę z Sandecją, ale to był po wypadku w dzieciństwie było mocno wyeksploatowane. Tyle operacji na młodym organizmie zostawia ślad. Nie miałem smarowania w rzepce. Nawet o tym nie wiedziałem. Sukcesem w zasadzie dziś mogę nazwać, że doszedłem do Ekstraklasy i strzelałem w niej bramki. Aczkolwiek zawsze pojawia się mimo to zadra – dlaczego tak się pan czuł wtedy, w pierwszej chwili, gdy dotarło do pana, że to koniec z piłką?Przez pierwsze pół roku byłem zły na cały świat. Głupie pretensje. Gdyby nie rodzice i żona Agnieszka to nie wiem czy dzisiaj bym żył tak spokojnie jak żyję. Wydawało mi się, że jest coraz bliżej celu, że gram w lepszych klubach, że pewnego dnia przyjdzie wymarzone powołanie i zagram z orzełkiem na piersi jak ojciec, co zawsze było celem. A człowiek budzi się po zabiegu i słyszy, że nie może już robić tego, co kocha. Nie mogłem się odnaleźć, nie chciało mi się robić nic innego. Wtedy pomógł ojciec.– Dobra, dawaj chłopie. Trzeba żyć. Na piłce świat się nie że miałem te studia, ułatwiły zmianę trybu życia. Przyszła też ciekawa oferta z Kolbuszowianki, gdzie jako 24-latek miałem zostać pierwszym trenerem. To była IV liga. Strasznie się w ten projekt wciągnąłem. Sprowadziłem nawet Darka Marciniaka, który był po wiadomych przebojach. Trzy miesiące woziłem go na treningi, razem dojeżdżaliśmy z Rzeszowa. Przegadaliśmy wiele godzin. Byłem pewien, że wychodzi ze swoich problemów. Nie pił wtedy kropli alkoholu. A jednak tydzień przed ligą poprosił o parę dni wolnego, powiedział, że chce wrócić w rodzinne strony. Już z nich nie pan zaczął trenerkę, obiecujący było źle, ale człowiek został w tej regionalnej piłce, nie wyszedł czym się pan zajmuje?Razem z Przemysławem Matulą jestem trenerem Mobilnej Akademii Młodych Orłów na się miewa tata?A bardzo dobrze. Dwa razy w tygodniu gra w tenisa. Często jeździ na wydarzenia sportowe. Jest syn idzie piłkarskim szlakiem?Nikt go nie zmuszał, ale miał próby. Dużo sportu uprawiał. W którymś momencie powiedział jednak, że nie chce się na ostro w to angażować. Idzie inną drogą, świetnie się uczy, ma inne pasje. Bardzo mu pan patrzy na ligę wtedy a dziś, to gdzie zauważa największe różnice?Powiem to, co każdy dawny piłkarz: zazdrości się stadionów. Legia czy Lech miały fajne obiekty, ale gdzie im do tego, co jest teraz. Szkoda natomiast, że dziś te piękne obiekty nie są wypełnione. Powinny piłka natomiast jest dziś zdecydowanie szybsza. Co tu kryć, można mówić, że było kiedyś więcej indywidualności, że technika, ale myśmy taktycznie byli jak rozlane mleko. to był taktyczny trzeci świat, byliśmy panu życzyć?Zdrowia, jak jest zdrowie, to wszystko jest koniec spytam: jak pan ocenia bramkę na Wembley taty z punktu widzenia napastnika?Akcja pierwszorzędna. Co do wykończenia… Kiedy napastnik oddaje strzał w stronę bramki, ma za zadanie strzelić. Decyzja o strzale była bardzo dobra, a reszta jest historią. Leszek MilewskiFot. NewsPix (Dumny z bycia psem)(Zgłoś do bazy 00)[Zwrotka 1: 811811]Wy mówicie na nas psyBo lubimy sobie węszyćTam, gdzie dzieje się coś złegoTo jesteśmy zawsze pierwsiMundur, pistolet, gaz i kajdankiJesteśmy jak skalpel, co usuwa chore tkankiCiebie napędza hejt i szyderstwoJa na sztandarze mam honor i męstwoJestem tak jak ty, człowiekiem z krwi i kościDla tych, co łamią prawo — zero litościJak pies wierny, dążący do celuNie zginam karku, nie odczuwam też lękuPróbujesz mnie skrzywdzić i drwisz sobie z prawaZa mną stoi sfora, a to już nie zabawaW boju zjednoczona wielka granatowa armiaNa piersi połyskuje dumnie blaszana gwiazdaNiezbędne ogniwo sprawiedliwościSfora jest gotowa zapolować dziś na kości[Refren: NZNŻ]Jestem policjantem, czyli JPPsy dają głos, nie CHWDPChcę wam dać prawdę, dumny z bycia psemProsto z ulicy rap, tu bez żadnych ściemRobimy porządek na polskich ulicachZło czy dobro, cienka niebieska liniaFunkcjonariusze, crème de la crèmePsy dają głos, dumny z bycia psem[Zwrotka 2: Szary]Opanowanie, perfekcja, profesjonalizmKażdy niebieski brat życie zostawia na szaliWychodząc z domu, nigdy się nie wieCzy zdejmiesz kogoś, czy zdejmą ciebieNikt mnie nie zmuszał, sam tego chciałemBył inny zawód, taki wybrałemBo w moich żyłach pulsuje niebieska krewUlica jest jak dżungla, a ja jestem jak lewW tej grze to ja ustalam reguły gryGdy nie wystarczy ryk, wtedy pokazuje kłyChcemy dać wam prawdę, posłuchajcie tego chóruJesteśmy glinami nawet po zdjęciu munduruI wielu naszych braci odeszło do psiego niebaBo gdy inni patrzyli, zachowali się jak trzebaCześć ich pamięci wyje watahaTrzymamy linię, ta noc jest nasza[Refren: NZNŻ]Jestem policjantem, czyli JPPsy dają głos, nie CHWDPChcę wam dać prawdę, dumny z bycia psemProsto z ulicy rap, tu bez żadnych ściemRobimy porządek na polskich ulicachZło czy dobro, cienka niebieska liniaFunkcjonariusze, crème de la crèmePsy dają głos, dumny z bycia psem(Świadom podejmowanych obowiązków policjanta, ślubuję!)(Jasna cholera, mam wrażenie, że zaraz zaroi się tu od federalnych)[Zwrotka 3: Sierżant Bagieta]Siemano mordy, mówi Sierżant BagietaNie ujawniam swojej twarzy, kiedy tego nie potrzebaZaproszony tu gościnnie przez Psy dające głosWypuszczamy dla was ten oldskulowy sztosMy zawsze na prawie, a ty na jego kontrzeBędziesz zaraz szlochał, ja wiem o tym dobrzeSebiksie, Karyno, Jessico, BrajanieTo już szósta rano — słyszycie pukanie?To ja uzbrojony we wszelkie proceduryJesteście bez szans, jak wobec trutki szczurySzanując waszą godność na podstawie prawaBędę was tropił, to jest moja zabawaŚlubowałem na sztandar, że będę was ścigałZaprowadzić porządek, to jest moja misjaMoją służbę wyznaczają jasne priorytetyJeśli złamiesz prawo, to będziesz następny[Refren: NZNŻ]Jestem policjantem, czyli JPPsy dają głos, nie CHWDPChcę wam dać prawdę, dumny z bycia psemProsto z ulicy rap, tu bez żadnych ściemRobimy porządek na polskich ulicachZło czy dobro, cienka niebieska liniaFunkcjonariusze, crème de la crèmePsy dają głos, dumny z bycia psemJestem policjantem, czyli JPPsy dają głos, nie CHWDPChcę wam dać prawdę, dumny z bycia psemProsto z ulicy rap, tu bez żadnych ściemRobimy porządek na polskich ulicachZło czy dobro, cienka niebieska liniaFunkcjonariusze, crème de la crèmePsy dają głos, dumny z bycia psem[śp. Komisarz Sławomir Opala]Ja zawsze siebie samego nazywałem psemAle nie w kontekście złego, tylko w kontekście dobregoPies przede wszystkim jest wierny i walczy do końca

nikt mnie nie zmuszał sam tego chciałem